KRAINY POLSKIE

Optymizm w czasach zarazy

02.02.2023

Z natury jestem bardzo praktyczna, i nawet w największej ciemności szukam światła. Więc kiedy wybuchła pandemia, postanowiłam nie umierać ze strachu, tylko żyć! Ale na wsi.

Tu, prawie na Podlasiu, gdzie kilka lat wcześniej, z moim partnerem Bogusiem, zaczęliśmy budować dom. A skoro świat stał się niebezpieczny – postanowiliśmy stworzyć tu sobie nasz prywatny świat, gdzie niczego nie brakuje. I okazało się, że do szczęścia wystarcza znacznie mniej, niż się wydaje.
Mi na przykład dużo szczęścia dają nasze czereśnie, za którymi wariuję! Potrafię zjeść 5kg w ciągu dnia, a po sezonie mamy czasem sto słoików. Sto słoików zawekowanego szczęścia. Do tego: ziemniaki. Rozniosło się po wsi, że mamy najlepsze. Nic dziwnego – nie pryskamy ich ani nie nawozimy niczym sztucznym. A stonkę zbieramy – na wyścigi. Zrywaliśmy się oświcie z Bogusiem i robiliśmy zawody, kto zbierze więcej. Czasem mieliśmy po 300 sztuk! Raz przyuważyłam, że Boguś wstał wcześniej do tej stonki i się boczyłam na niego później, bo to wbrew zasadom fair play.

Jajka kupujemy od pani Irenki, Sławek z kolei ma krowy, więc jeździmy do niego poświeże mleko. A dwa razy w tygodniu przyjeżdża samochód-sklep i przywozi chleb, nabiał i właściwie wszystko, czego nam potrzeba. A jak potrzeba więcej, to jadę do Siedlec, niedaleko, po sąsiedzku. Kocham to miasto i świetnie się w nim czuję. Ludzie mnie pytają: „Jak to? 30 lat mieszkałaś w Nowym Jorku, a teraz zakochałaś się w Siedlcach?”. Tak! Zakochałam! Bo wszystko tu jest pod ręką, a ja nie lubię tracić czasu na przemierzanie drogi.

 

Cały artykuł można przeczytać w magazynie dostępnym na KupujeszPomagasz.pl

Newsletter

Bądź na bieżąco z najnowszymi promocjami
i wydarzeniami z życia Arche i naszych obiektów!
Wyrażam zgodę na otrzymywanie informacji o
aktualnościach, wydarzeniach i promocjach (więcej
informacji)