KRAINY POLSKIE

Pamiętam tylko dobre rzeczy

02.02.2023

Czuje się Pan warszawiakiem?

Urodziłem się w Warszawie, w 1943 roku. Ale dzień przed wybuchem powstania warszawskiego mama, udając Niemkę, wywiozła mnie do swoich braci do Piotrkowa Trybunalskiego, a potem z rodziną zamieszkaliśmy w Łodzi. Łódź, Warszawa i później Nowy Jork to najważniejsze miasta w moim życiu, ale ja sam jestem cały czas w drodze. Czuję się wszędzie, jakbym był w pokoju hotelowym – nawet tu, w moim mieszkaniu w Warszawie. Żona narzeka, że jest bałagan, a ja go nawet nie widzę. Wiem, że się niedługo spakuję i pojadę dalej.

Takie życie nie męczy?

Nie znam innego. Miałem 15 lat, kiedy postanowiłem, że tak właśnie będzie wyglądać, i nigdy nie żałowałem. Przeprowadziłem się wtedy z Łodzi do Warszawy, z wielkiego rodzinnego domu do pokoju niewiele większego niż ten stół, przy którym siedzimy. Miałem w nim saksofon, gramofon i radio na krótkie fale. I tak leżałem na łóżku i myślałem o moim przyszłym życiu. O tym, że nie będę miał normalnego małżeństwa, normalnej rodziny. Psa i kota też nie, bo będę podróżował całe życie.

Jaka była ta Pana Warszawa wtedy, pod koniec lat pięćdziesiątych?

Moim życiem kierował już wtedy jazz, który był wyspą wolności. Z kolegami jazzmanami graliśmy muzykę uznawaną za imperialistyczną, której niby grać nie było wolno. Ale ponieważ nie było kryteriów ani specjalistów, którzy by określili dokładnie, co to jest, władza dała nam spokój. A jazz był wtedy bardzo popularny – ludzie do niego tańczyli! Graliśmy wieczorki taneczne na zmianę z koncertami – zawsze przy pełnej sali. I mieliśmy wszystko gdzieś.

Najważniejszy klub wtedy?

Hybrydy na Mokotowskiej 46, które wtedy były klubem 3‑piętrowym. Na dole piwniczka jazzowa, na parterze wieczorki taneczne do jazzu, a nieraz koncerty, a na pierwszym piętrze kabaret, gdzie królował m.in. Wojtek Młynarski.

W znakomitym filmie Pan T. Marcina Krzyształowicza, opisującym Warszawę za czasów Leopolda Tyrmanda, jest scena, w której bohaterowie idą na tajny koncert jazzowy, grany pod ziemią, tuż pod nosem władzy. W powietrzu unosi się dym papierosowy, a na scenie na saksofonie gra… Michał Urbaniak.

Twórcy tego filmu genialnie odtworzyli atmosferę dawnych Hybryd! Podczas nagrywania tej sceny czułem się, jakbym wsiadł do wehikułu czasu. Kobiety ucharakteryzowane i ubrane tak idealnie w stylu tamtej Warszawy, że w przerwie chciało mi się podejść i – jak kiedyś – zaproponować: „Napijemy się winka?”.

Niezwykła jest ta scena. Główny bohater, przy dźwiękach Pana saksofonu, po raz pierwszy doświadcza uczucia wolności. I nie będzie już umiał o niej zapomnieć. Skoro noce spędzał Pan w Hybrydach, to gdzie przesiadywaliście w dzień?

Też w Hybrydach, bo mieliśmy próby. Vis-à-vis Hybryd było takie prywatne bistro, gdzie za 10 zł można było zjeść maczankę i napić się piwa.

Maczankę?

Nie zna Pani? To była wołowina w sosie własnym i na to położona bułka, którą się w tym sosie maczało. Tak się danie nazywało: maczanka wołowa w sosie.

A udawało się na tę maczankę zarobić?

Na szczęście tak, bo mieliśmy dużo grania. Ludzie chcieli tańczyć, bawić się, więc całe piątki, soboty, a często i niedziele graliśmy wieczorki taneczne, które były płatne. A potem – to był chyba 1961 rok – Ministerstwo Kultury doszło do wniosku, że skoro młodzież tak się interesuje jazzem, to może, jak zacznie się im puszczać jazz w radio, po jakimś czasie przejdą do muzyki poważnej. Więc granie jazzu stało się bardziej oficjalne, a ja i Zbyszek Namysłowski, i nasz zespół Jazz Rockers dostaliśmy etat w Polskim Radio na Myśliwieckiej. I pensję wysokości średniej krajowej, czyli 1500 zł na miesiąc. Takie pieniądze wydawało się bardzo szybko, ale dorabialiśmy sobie wieczorkami tanecznymi i koncertami od miasta do miasta. Zdarzało się grać 2–3 koncerty na dzień, jak była taka potrzeba. Było okej. Nikt z nas nie narzekał. Właściwie: nikt nie narzekał na nic.

 

Cały artykuł można przeczytać w magazynie dostępnym na KupujeszPomagasz.pl

Pozostałe aktualności

zobacz wszystkie
Bagno to tajemnica
Pierwszy raz przyjechałem nad Biebrzę w 1973 roku. P
Optymizm w czasach zarazy
Z natury jestem bardzo praktyczna, i nawet w najwięks

Newsletter

Bądź na bieżąco z najnowszymi promocjami
i wydarzeniami z życia Arche i naszych obiektów!
Wyrażam zgodę na otrzymywanie informacji o
aktualnościach, wydarzeniach i promocjach (więcej
informacji)