KRAINY POLSKIE

Urzekły mnie siuforek i sytocha, czyli pierwsza uczta na Urzeczu

10.02.2023

— Kobieta wracała z pola, miała nakarmić całą rodzinę. Tarła ziemniaki na tarce, płukała w zimnej wodzie, uważając, żeby krochmal nie uciekł — tłumaczy Grażyna Leśniak, popularyzatorka kuchni Urzecza, kiedy pytam, skąd się wzięła sytocha, uznawana za popisową zupę regionu Urzecza, gwarowo zwanego Łurzycem.

— Wrzucała starte, przepłukane ziemniaki na wrzątek i gotowała do miękkości, a tym krochmalem zagęszczała. I na to okrasa z boczku, słoniny, a częściej z warzyw i grzybów. Jedną michą wszyscy się najadali, bo to naprawdę sycąca zupa. Taki ziemniaczany budyń. Z ziemniaków robiło się przecieraki, czyli szare kładzione kluski, kiszki się nadziewało ziemniakami i piekło — wymienia.

Ślinka mi cieknie, bo jak każdy Podlasiak jestem na ziemniakach wychowany, a w moich żyłach płynie krochmal. Ziemniaki uwielbiam w każdej postaci: wiosną młode z koperkiem i zsiadłym mlekiem, pieczone w przyprawach, purée z kostką masła, w formie babki, pyzy, kartacza. Sytocha brzmi zacnie, a nawet lepiej smakuje, ale po kolei: o sytosze, siuforku, barszczu chrzanowo‑buraczanym i 60-procentowej alkoholowej grzance opowiem za moment. Najpierw ustalmy, czym jest owo Urzecze.

Przewodniki po Mazowszu podają, że to podwarszawski mikroregion etnograficzny, rozciągający się na zalewowych terenach po obydwu stronach Wisły, na południe od Warszawy. Obejmuje nadwiślańskie części: Powiśla, Mokotowa, Wilanowa, Saskiej Kępy i Wawra, a także powiatów: otwockiego, garwolińskiego, piaseczyńskiego. Tyle teorii. A teraz życie:

— Trzy lata temu, podczas Święta Wisły z Ulanowa przypłynęli do nas prawdziwi flisacy, tacy z dziada pradziada — opowiada Dariusz Falana, Łurzycok z miłości i wyboru, a zawodowo dyrektor Ośrodka Kultury w Górze Kalwarii. — Opowiedzieli nam flisacką historię, jak to kiedyś płynąc z towarem nad morze zacumowali tu w okolicy i wysłali młodego flisaka po ziemniaki, żeby sytochy nagotować. Coś długo go nie było, haha, śmiali się, dworowali. W końcu przyszedł z tymi ziemniakami, i nagotowali sytochy. Minął rok. Płyną znowu i w tej samej bindudze zacumowali, gdzie formuje się tratwy do dalszego spławu. I znów tego samego młodego flisaka po ziemniaki wysłali. Czekają i czekają – jak wtedy. Wrócił po dłuższej chwili z workiem ziemniaków i... z dzieciakiem na rękach! I został tu, na naszym Urzeczu — śmieje się w głos Darek.

— O kuchni mieliśmy rozmawiać — przypomina Pani Grażyna, prywatnie piękniejsza połowa Darka.

 

Cały artykuł można przeczytać w magazynie dostępnym na KupujeszPomagasz.pl

Pozostałe aktualności

zobacz wszystkie
Slow life po lubelsku
Jeśli chcesz wybrać się w tę podróż, najpierw zwolnij krok. Inaczej się n
Łochów z widokiem na ptaki
Kiedyś obserwacja ptaków była domeną wąskiej grupy pasjonatów i orni
Triathlon Krainy Bugu, czyli wyścig w dobrej sprawie
„Sprawdźmy, kto z nas jest najlepszy” – tak mogło brzmieć zdanie,

Newsletter

Bądź na bieżąco z najnowszymi promocjami
i wydarzeniami z życia Arche i naszych obiektów!
Wyrażam zgodę na otrzymywanie informacji o
aktualnościach, wydarzeniach i promocjach (więcej
informacji)